środa, 5 listopada 2014

Mouk, Muk, czy Muki?!




Wydanie pierwsze w Polsce przeszło bez większego echa w blogosferze, ot kto chciał to kupił, szału i wyrywania sobie egzemplarzy z rąk nie było. Do czasu, gdy nakład oznaczono jako wyczerpany. Prawdziwe szaleństwo zaczęło się po ukazaniu się napisu egzemplarz niedostępny. Książki na allegro zyskiwały horrendalne wręcz stawki! Szczęśliwe wydawnictwo Wytwórnia pokazało klasę i zlitowało się nad biednymi rodzicami. I jest! Wydanie drugie! Z prawdziwym bajkowym imieniem głównego bohatera (moja córka nie kojarzyła Misia Muka, ale Mukiego i owszem). 


I przyznaję my również czekaliśmy na wznowienie. Niecierpliwie córka, mniej chorobliwie ja. Nie przemawiał do mnie ten chaos, feria tanecznych barw, wylewających się ze stron i nadmiaru egzotycznych wrażeń. Starsza niemalże błagalnym tonem wyprosiła książkę o misiu-super bohaterze. Bo to TEN Muki, ten z bajki, co to masę przygód kolorowych ma,  co po świecie jeździ i poznaje inne kultury. Muki, co i w Andy pojedzie, co kowbojem zostanie, zwiedzi Stany Zjednoczone, Grecję i Laponię, Madagaskar czy Burkina Faso, Indie, może Chiny, Australię, a na koniec Japonię i Peru. I wszystkimi przygodami się z nami podzieli!




 Więc i jest "Muki w podróży dookoła świata". I mnie przekonał! To, co było pewną wadą, uchybieniem stało się zaletą. Pozorny chaos ukoił, mnogość szczegółów uspokoiła, feria barw odwróciła uwagę od codzienności. 
No łypał na mnie tym swoim małym oczkiem z kolorowej stronnicy i wołał, nucił te swoje opowieści o nowych przyjaźniach w niezbyt znanych dotąd krajach, o odmiennych kulturach i lokalnych zwyczajach, regionalnej kuchni oraz powitaniach, florze i faunie. O wszystkim. To wspaniała książka o "różnorodności i pięknie świata". 




Pochłaniając z córkami kolejne karty książki natrafić można na dawnych znajomych, czy to z okładki innych książek, czy we własnej postaci. Znaleźć można i Pomelo co to opuścił swój ukochany dmuchawiec i bezpieczny ogród (nie to, żeby się po knajpach od razu koleś zaczął włóczyć) i książkę o Muminkach, Baśnie 1001 nocy, a nawet samą okładkę nowego Mukiego ;) 
Jest co obserwować, co czytać i wyszukiwać. Każdy coś ciekawego znajdzie. I nie ma co się bronić, sama zaświadczam. Mukiego da się lubić! Lub nie da nie lubić ;) Nawet w tak majestatycznie barwnej szacie. 

I sama już pewna nie jestem czy to nadal są ilustracje, czy zwać się to powinno już szatą graficzną ze względu na komputerowe zaangażowanie.




 Jest moc ogólnie, jest power i grubo także. Bo i nawet tak nadmuchiwaną okładkę polubiłam (córa kocha całym sercem) i te śliskie, błyszczące strony. Tu ogromny plus! Naprawdę ogromny! Pomimo wyglądu i radości dziecka dołóżmy jeszcze pewne higieniczne możliwości jakie nam to daje. Bo pomyślcie... Używana często, łapana zawsze gdy w zasięgu wzroku i przez najmniejsze łapki również, łatwo zauważyć ew. "ślady użytkowania", nie do końca czyste łapki, wypadek przy obsłudze kubka teoretycznie niekapka - oj, zdarza się nawet najlepszym! I najcudniejsza możliwość wytarcia. Bez plam, bez stresu, bez  śladu! I te sztywniejsze karty, może nie aż tak dziecioodporne jak te tekturowe, ale i tak ochronią w potrzebie. Duży format też lubimy, nie da się ukryć. 

Przygód sporo, kolorowy świat pochłaniający małego czytelnika bez reszty (mnie także, a jakże!), wiele nowych informacji, cudny wstęp do dyskusji o innych krajach, świadomości kulturowej, zwyczajach odmiennych narodowości. To najważniejsze wiadomości wyłuskane w obrazie, tekście i niebezpośrednim przekazie. Dajemy bezsprzecznie plus i polecamy  ;) 






"Muki w podróży dookoła świata"
Marc Boutavant
Wydawnictwo Wytwórnia
Wydanie drugie
Warszawa 2014 

 

I tylko jedna rzecz razi. Wskazanie Warszawy jako miejsca wydania, a to zaledwie miejsce funkcjonowania wydawnictwa. Wyprodukowano w Chinach Mili Państwo ;/



4 komentarze:

  1. Zakupiłam tydz temu....był szał dopóki nie pokazałam kolejnej części Alberta....ale za to mój półtoraroczniak docenia:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz również, szczęśliwie Starsza również nie odpuszcza ;) Pomimo ogromnej miłości do Alberta ;)))

      Usuń
  2. Jest Lądek, Lądek Zdrój... I horrendalne;)
    Nas jakoś "Muk" nie porwał, ani odrobinę... Na szczęście nie kupiłam go za wyżej wzmiankowaną sumę;)

    OdpowiedzUsuń