niedziela, 18 stycznia 2015

Mizielińscy mają oko "...na miasteczko"


Lecimy z tym postem, bo Mizielińscy czekają!

Ha! No właśnie, Mizielińscy znowu mieli/ mają oko! I ponownie na miasteczko ;) Po serii niezwykle trafionych książek o miasteczku Mamoko nadszedł czas na grę/ domino/ zestaw kart jak kto woli. Dla nas zabawę oznacza to przednią. I choć nastawiona byłam na wieczne aplauzy i wyrywanie sobie kart z rąk, o tyle zafascynowanie nimi jakby spadło/ oby nie wygasło zupełnie. Już śpieszę z wyjaśnieniem jak się rzeczy mają.





My zawsze i na wszystko jakieś zastosowanie wynajdziemy. Grę uwielbiamy, choć każde z nas na inny sposób, najbardziej zainteresowana jest najmłodsza żywo wyrażająca zachwyt drobniutkimi szczegółowymi ilustracjami. Moje dziewczyny zaznajomione z Miasteczkiem po całej serii przywitały radośnie grę, po czym zachwyt szybko minął, pozostała już tylko zabawa. Gra w oficjalnej wersji nie daje zbyt wielu możliwości, układ dróg na każdej karcie jest taki sam i nieważne jaką się kartę ułoży, każda akurat przypasuje. Moja Starsza nie kryła rozczarowania, że jak to, tak, wszystkie układa się na tą samą modłę, a Młodsza różnicy nie zauważyła i wciąż po nie sięga. Jej się tam podoba, że karty "książki" są oddzielnie, obecnie przeżywa fascynacje nimi. Całość zabawy polega jednak na rozrzuceniu kart i układaniu ich w stosiki. No cóż, tak też można, bo kart raczej sporo i zacnej wielkości.



Tekturowo wzmocnione i dwustronne karty w liczbie 25 sztuk, w pastelowych barwach i wraz ze znanymi postaciami przyciągają uwagę nie tylko rodziców, ale i tych mniejszych dzieci. Szkoda jednocześnie że zabrakło zaprezentowania tych paru sposobów prowadzenia gry. Sama nazwa 'gra' nie wystarczy... Po pierwszych kilku razach nie satysfakcjonuje dzieci również odszukiwanie znajomych z poprzednich części. Kombinować trzeba nowe. I choć dzieci jak to dzieci zapewne wymyślą pewne zastosowania to rodzice na hasło: 'Pograjmy w miasteczko' nie bardzo wiedzą co mają znowu robić. Bo ileż to razy można liczyć te same listy i odszukiwać listonosza, opowiadać co na kartach, czy wyszukać niezliczone stosy pomidorów...

Wymyślamy zatem kolejne zastosowania i za każdym razem są one na swój sposób niezwykłe. Was również do tego zachęcamy, podzielcie się z nami Waszymi odkryciami ;) My przykładowo układając karty uważamy, aby obok strajkujących mieszkańców Mamoko z transparentami nie znalazła się karta z osobnikami, które manifestują swoje uwielbienie dla tychże owoców ;) Albo czemu wysypisko śmieci nie może znaleźć się koło parku, czy zabudowań. Dobrze wyjaśniać dzieciom w jaki sposób funkcjonują miasta i jak należy rozpatrywać miejską infrastrukturę i tworzyć nową tak, aby wszystkim dobrze się żyło. To taki Mamokowy wstęp do późniejszego Sim City ;)))

Kolejnym odkryciem mojej córy było układanie z tych kart domków trójwymiarowych, dokładnie takich jak ze zwykłej talii kart do gry. I plusy są, gdyż i budowle wyższe i łatwiej idzie montowanie, tudzież mniejsze łapki ćwiczą koordynację ruchową, a dzieciaczki cierpliwość. Całkiem dobrze mimo wszystko jest, gdyż wystarczy odrobinka dosłownie WYOBRAŹNI.



Także ogólnie wychodzi sporo na plus. Zabawy jest z nimi trochę, choć autorzy pomysłów zbyt wiele nie podsuwają tym razem. Jak dla nas to bardzo dobrze, umysł ćwiczyć należy regularnie i nowe tworzyć za każdym razem to przecież też świetna zabawa. A zastosowań już trochę dla nich wymyśliłyśmy ;)
Wydane są jak na Dwie Siostry całkiem nieźle. Zakres wiekowy proponuję jednak objąć w ramy od 2+ do ok. 5-6 lat. I wszystko gra/ wszyscy grają! ;D





"Mam oko na miasteczko"
Autorski projekt: A. D. Mizielińscy
Wydany przez Wyd. Dwie Siostry 
Warszawa 2014 r. 


1 komentarz:

  1. Czekam na swoje karty z córką. I już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń