Wiecie, że ktoś tam kiedyś przyjął za pewnik, że niektóre książki dla dzieci nie mają racji bytu na rynku wydawniczym?! No bo jak to tak, tekstu mało, nieskomplikowane i nieprzesiąknięte dydaktycznymi naukami ilustracje, morałami to to nie bije z każdej, ale to każdziuteńkiej strony, plus do tego nie daj Boże wolne, białe przestrzenie na kartach. No książka dziecięca nie warta jest kupienia jak nic! Ba, o czytaniu nie raczyli wspomnieć! A te książki trzymają poziom... I to jakim powodzeniem się jeszcze cieszą! ;) Bo czemu ma być wypas, czemu "edukacyjnie" przeładowywać i nasączać niecodziennym morałem, walić po oczach kontrastem, nachalnym kolorem, ilością detali i obrazami mega obładowanymi aż po samą obwolutę?! A dołóżcie jeszcze full tekstu, czasem wątpliwej treści, a przesiąknięta nim na wskroś pozycja nie da się polubić za żadne skarby. I ani milimetra wolnej przestrzeni, ani jednego! Ma być w końcu na bogato! ;D
A teraz moje pytanie... Które dziecko skupi się na mega obładowanej ilustracji, sporej ilości tekstu, edukacyjnej wartości i maminych okrzykach entuzjazmu przy każdym zdaniu dłużej niż parę sekund?! Nie moje, to akurat więcej niż pewne. Nadmiar może i nie znudzi się tak prędko, ale nie pozwoli się na niczym konkretnym skupić. Wywołuje chaos, niezadowolenie i przemęczenie. Drodzy Państwo, toż to najzwyklejszy przerost formy nad treścią! Mama mnie przed takimi ostrzegała ;))) Bo gdzież czytanie między słowami, akapitami? Gdzie miejsce na wyobraźnię, pytania, domysły, snucie własnych teorii? No Drodzy Państwo nie dajmy się zwariować! Nie wszystko złoto, co się świeci ;)
Zerkając jednak na wnętrze tych książeczek miałam pewne obawy. Bo faktycznie tekstu jak na lekarstwo, czytać nie ma za bardzo co... Jakieś tam nazwy własne, po równoważniku zdania na stronę, pojedyncze zdanie to tu, to tam. I treści fakt, mało... No nic ciekawego w sumie, a szumu wokół tyle! No przynajmniej nie do czytania to to jest. A i właśnie! W samo sedno Drodzy Rodzice, w samo sedno ;)
Zerkając jednak na wnętrze tych książeczek miałam pewne obawy. Bo faktycznie tekstu jak na lekarstwo, czytać nie ma za bardzo co... Jakieś tam nazwy własne, po równoważniku zdania na stronę, pojedyncze zdanie to tu, to tam. I treści fakt, mało... No nic ciekawego w sumie, a szumu wokół tyle! No przynajmniej nie do czytania to to jest. A i właśnie! W samo sedno Drodzy Rodzice, w samo sedno ;)
"Babo chce" E. Susso, B. Chaud |
"Babo chce" E. Susso, B. Chaud |
Ten cykl książek zdecydowanie do omawiania służy i to z najmłodszymi milusińskimi! Króciuteńki, nienudzący tekst, który wraz z pokazywaniem o kim mowa wzbogaca odczucia dziecięcia, uczy podstawowych nazw i poszerza słownikowe zasoby, a bogactwo onomatopeicznych figur pozwala dziecku zapoznać się z wieloma zjawiskami w sposób dosłowny. Żadne tam rozbudowane metafory, wyraziste epitety, spersonifikowane elementy składowe natury, czy bogate opisy tejże nie są maluchowi absolutnie potrzebne. Ot, wystarczy samo życie z dziecięcej perspektywy. Niezbyt bujne, ale chwytane szybko, intensywnie, całym sercem i nieco impulsywnie ;)
Ważna jest zatem odpowiednia intonacja, tembr głosu czytającej osoby, wczucie się w rolę (do roboty Kochani Rodzice, pociechy na Was liczą - dajcie z siebie wszystko!). Im ciekawiej opowiedziane, dobitniej przekazane, zabawniej zaintonowane tym malec bardziej zadowolony. Oj możliwości jest wiele! I za każdym razem możemy wcielać się w nowe role. Raz może to być głos Baby Jagi, raz Misia Yogi czy nawet Kaczora Donalda (no dobra przy Panu J. Boberku to nawet mój mąż wysiada ;P), nie ważne zatem ile, ważne jak!
"Babo chce" E. Susso, B. Chaud |
"Babo chce" E. Susso, B. Chaud |
A jaką radochę u starszej gawiedzi wywołują usilne starania rodziców, by owo maluśkie dziecię zainteresować ;) A ile kłopotów te dźwiękonaśladowcze wzbudzają, gdy chce się je szybko wymówić i biegiem pędzić do następnych?! Oj, salwy śmiechu u starszych to wywołuje, a młodsi bawią się przednio, gdy tamci rechoczą. Mnóstwo zabawy z tym cyklem mamy. Młodsza chichra się niemiłosiernie, gdy głosem Karramby próbuję "Babo...", a przy "Bincie..." aż popiskuje z radości. Niekiedy onomatopeje zaczynają żyć własnym życiem, gdy się ze starszą rozpędzamy ;))) Oj, tak, bo pomaga mi w czytaniu najmłodszej bardzo. A to zdecydowanie pozycja przekrojowa - od narodzin aż po wiek przedszkolny. Czemu aż tak?! Że niby przedszkolaka nie zainteresuje? Ha! Jak ma młodsze rodzeństwo to zainteresuje na pewno! Raczej wszędzie tak to działa, że gdy z jednym czas miło się spędza, to natychmiast drugie na horyzoncie się pojawia i dołącza do zabawy ;)
A tak w sekrecie jeszcze Wam powiem. Doskonałe to pozycje do nauki czytania! Duże litery, mało tekstu łatwego w formie i w przekazie w miarę prostego. Nic tylko składać literki i dukać, dukać, duuuuukać aż w końcu się uda ;) My próbujemy, wciąż próbujemy i choć łatwo nie jest, to się uda. W końcu przecież musi :)
"Lalo gra na bębnie" E. Susso, B. Chaud |
"Lalo gra na bębnie" E. Susso, B. Chaud |
Chwycicie za książkę i poznacie niezwykle sympatyczną rodzinkę: jest i Binta, Lalo, Babo i Ajsza, i Mama, Tato i przekomicznych bohaterów drugoplanowych trochę: i pies jest i kura, dziki i łosie. Prze-pa-dnie-cie! Jest zabawa i instrumentów moc, tańce, szaleństwa i wieczorne pląsy pod gołym niebem, jest to czego czasem nam zwykłym śmiertelnikom brakuje. Czas spędzany wyłącznie z dziećmi, w gronie rodziny. Pozytywna energia, empatyczne podejście i wzajemny szacunek domowników, niezwykle ciepłe, rodzinne historyjki naładowane masą pozytywnych skojarzeń, kojącymi dźwiękami, nawołującymi do przywołania wspomnień z dzieciństwa, gdzie i miło i bezpiecznie, radośnie i bezproblemowo się żyło. Wspaniała rodzinka, pełna uczuć, życzliwości, chęci przygody, a do tego jaka muzykalna! ;) Bo i Lalo graniem swoim obudzi nowy dzień i przy okazji całą familię, która dołącza się do muzykowania, i Binta zatańczy przy akompaniamencie taty i Lalo. I Babo chce, oj bardzo chce i głosem nieznoszącym sprzeciwu się domaga zwiedzenia lasu i zaspokojenia dziecięcej ciekawości. Żądny wiedzy jest bardzo!
"Lalo gra na bębnie" E. Susso, B. Chaud |
"Lalo gra na bębnie" E. Susso, B. Chaud |
Ha! No i nie wiem jak Wy, ale takie ilustracje uwielbiam! Niewymuszone, pełne kolorów i dźwięków jednocześnie też, ale nie przeładowane, inspirujące i zachęcające do działania. Francuski szyk i prostota ze skandynawskim sznytem i humorem. Zdecydowanie nawołują do wychowania w poszanowaniu estetyki, wzbudzają zainteresowanie samym obrazem. To ilustracje nasycone zielenią i czerwienią opowiadają historie członków tej nieco zwariowanej, ale pozytywnie zakręconej, przesympatycznej rodzinki. Obrazy wskazują, kiedy się bać, a kiedy cieszyć, kiedy z radości tańczyć, a kiedy ze stoickim spokojem podumać.
Susso i Chaud są razem niesamowici! Pokochałam ja (choć nie od pierwszego wejrzenia ;) ), pokochała moja starsza córka, gdy jeszcze podlotkiem będąc uczyła się ze mną, gdzie Binta, a gdzie Lalo ;), a teraz kocha i uczy się najmłodsza. I był czas, gdy dnia nie było, żebyśmy którejś z tych trzech nie przeglądały! Zresztą mi to ani trochę nie przeszkadzało. A i wracać do nich teraz tak jakoś przyjemnie ;) Musiałam koniecznie i natychmiastowo więcej takich cudeniek ze skandynawskimi korzeniami na naszą półkę sprowadzić. I oczywiście kolejne części również nabędę, te co to się pojawić dopiero mają... :)
"Binta tańczy" E. Susso, B. Chaud |
"Binta tańczy" E. Susso, B. Chaud |
"Binta tańczy" E. Susso, B. Chaud |
"Babo chce", "Binta tańczy", "Lalo gra na bębnie"
Tekst: Eva Susso
Ilustracje: Benjamin Chaud
Wyd. Zakamarki
Wydanie pierwsze
Poznań 2011 - 2012.
my mamy w swojej biblioteczce Babo chce i książeczka swego czasu była u nas hitem. Jednak nie zdecydowałam się na zakup kolejnych książeczek z tego cyklu, bo wydawały mi się na zbyt podobną modłę zrobione i przez to trochę nudne na dłuższą metę... ale nie wiem, może się jednak skuszę:)
OdpowiedzUsuńNam brakuje jednej części"Lalo gra na bębnie" ale pozostałe dwie są w ciągłym użyciu od kiedy je mamy. Nie wiem do końca na czym polega fenomen tych książek ale dzieciom się podoba i mi też:))))
OdpowiedzUsuń