wtorek, 4 czerwca 2013

"Elementarz" Marian Falski


Do przedszkola czas, czas do przedszkola... Dzięwczę zakomunikowało, że to już najwyższa pora. Zatem jak chce iść to niech idzie, ale... No tak jest jedno "ale". A w zasadzie to więcej ;) Aby udać się do pierwszego, w długiej kolejce, przybytku edukacji należy spełnić parę warunków. I nie, nie mam na myśli punktów, punkcików, dodatkowych uwarunkowań, czy też innych specjalnych względów. Idzie o to, co dziecko POTRAFI już robić. A więc uparłyśmy się, by nauczyć się czytać. O ile kiedyś zaczynało się dopiero w szkole poznawać literki o tyle dziś idzie to nieco szybciej. 

Zaczęłyśmy zatem od... zakupu dobrego elementarza ;) Najwspanialszego jaki znam! Nie żadnych tam nowych wymyślnych koszmarków robionych komputerowo. Sięgnęłyśmy po klasykę, jaka niegdyś śniła mi się po nocach, a teraz wspominam ją z wielkim sentymentem. Uwielbiałam tą pozycję! Pamiętacie ją?!


K-l-a-s-y-k-a! Przez duże K. Te wielkie drukowane litery, czcionka Times New Roman i te starannie wyrysowane, niby odręczne pismo, stanowiące wskazówkę jak należycie prowadzić ołówek, cudowne ilustracje akwarelą poczynione, wciąż żywe w pamięci. Aż się chce do niej wracać, choć pamiętam, że łatwo nie było z nią współpracować ;P 
Łzy wylane, pot spływający po plecach i to dukanie z wielkim zapałem kolejnych literek... I krzyk i złość, że to się nigdy nie uda! Niecierpliwość i podniesiony głos nauczycielki, wyrozumiałość i spokój mamy oraz jej pomoc. Gdyby nie mama, chyba bym się nie nauczyła czytać, a tak - pokochałam książki jak ona ;) I dzięki jej wielkie za to! Teraz mnie czeka podobne zadanie wykazania się meeega cierpliwością, bo zarażenie dziewczęcia pasją wyszło nam jakoś tak naturalnie ;)


Poznawanie liter alfabetu zaczyna się w końcu niewinnie - "Mamo, co to za literka?", "A to, co za znak?", "To jest B, prawda mamusiu?!". Nasza przygoda opiera się na wierszu J. Tuwima "Abecadło", przerabianego w te i nazad po tysiąc razy. To od niego wszystko się rozpoczęło, a skoro jest zainteresowanie to kontynuujemy zabawę z literkami. Ba! Nawet staramy się pisać listy zakupów dla taty ;))) Pożyteczne zajęcie z korzyścią dla panienki, dla nas, rodziców i przyszłych nauczycieli córy.


Jak wszędzie tak i w "Elementarzu" poziom trudności wzrasta z biegiem czasu, czy też szybkością przewracania kart. Pojedyncze krótkie słowa, zbitki słowne łączone w króciuteńkie równoważniki zdań, następnie całe zdania, ich rozwinięcia, zdania wielokrotnie złożone i w końcu dłuższe historyjki, a nawet opowiadania. I faktycznie łatwo nie jest, ale przecież to dopiero początek ;) 


 Zmroziło mnie nieco, kiedy dotarło do mnie, że jak przerobimy ten najtrudniejszy element, wstęp do bycia cało etatowym przedszkolakiem to dziewczynka moja zasiądzie któregoś wieczoru z książką i sama zacznie czytać. I gdzie się wówczas podzieją nasze wspólne wieczory spędzane przy bajkach, ulubionych książeczkach, opowiadania historyjek, uczenia się różności codzienności. W łóżku, w cieplutkiej pościeli spędza się tuż przed snem z mamą, tudzież tatą, czas najmilej. A nam rodzicom z ukochanym dziecięciem zwłaszcza. Oj brakować nam tego będzie, dlatego nie śpieszymy się z tą nauką, oj nie! ;D


Kto chętny wytwór M. Falskiego polecamy, kto garnie się do nauki zachwalamy. Wydawnictwu dziękujemy, że wznowiono ją po raz dwudziesty ósmy (Ha! Raptem!), a ilustratorowi hołd na pełne geniuszu ręce składamy, że pozytywne wrażenia i wszelkie detale najmilejszych obrazów lat dziecięcych tak doskonale przechowały się w naszej pamięci. Wszak to za sprawą jego wyobraźni ;)



"Elementarz" 
Tekst: Marian Falski
Ilustracje: Janusz Grabiański
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne sp. z o.o.
Wydanie dwudzieste ósme
Warszawa 2013.


1 komentarz:

  1. dobrze, że jest! i to nowy! ... to będzie mgnienie jak będzie nam potrzebny;)

    OdpowiedzUsuń