Do przedszkola czas, czas do przedszkola... Dzięwczę zakomunikowało, że to już najwyższa pora. Zatem jak chce iść to niech idzie, ale... No tak jest jedno "ale". A w zasadzie to więcej ;) Aby udać się do pierwszego, w długiej kolejce, przybytku edukacji należy spełnić parę warunków. I nie, nie mam na myśli punktów, punkcików, dodatkowych uwarunkowań, czy też innych specjalnych względów. Idzie o to, co dziecko POTRAFI już robić. A więc uparłyśmy się, by nauczyć się czytać. O ile kiedyś zaczynało się dopiero w szkole poznawać literki o tyle dziś idzie to nieco szybciej.
Zaczęłyśmy zatem od... zakupu dobrego elementarza ;) Najwspanialszego jaki znam! Nie żadnych tam nowych wymyślnych koszmarków robionych komputerowo. Sięgnęłyśmy po klasykę, jaka niegdyś śniła mi się po nocach, a teraz wspominam ją z wielkim sentymentem. Uwielbiałam tą pozycję! Pamiętacie ją?!
K-l-a-s-y-k-a! Przez duże K. Te wielkie drukowane litery, czcionka Times New Roman i te starannie wyrysowane, niby odręczne pismo, stanowiące wskazówkę jak należycie prowadzić ołówek, cudowne ilustracje akwarelą poczynione, wciąż żywe w pamięci. Aż się chce do niej wracać, choć pamiętam, że łatwo nie było z nią współpracować ;P
Łzy wylane, pot spływający po plecach i to dukanie z wielkim zapałem kolejnych literek... I krzyk i złość, że to się nigdy nie uda! Niecierpliwość i podniesiony głos nauczycielki, wyrozumiałość i spokój mamy oraz jej pomoc. Gdyby nie mama, chyba bym się nie nauczyła czytać, a tak - pokochałam książki jak ona ;) I dzięki jej wielkie za to! Teraz mnie czeka podobne zadanie wykazania się meeega cierpliwością, bo zarażenie dziewczęcia pasją wyszło nam jakoś tak naturalnie ;)
Poznawanie liter alfabetu zaczyna się w końcu niewinnie - "Mamo, co to za literka?", "A to, co za znak?", "To jest B, prawda mamusiu?!". Nasza przygoda opiera się na wierszu J. Tuwima "Abecadło", przerabianego w te i nazad po tysiąc razy. To od niego wszystko się rozpoczęło, a skoro jest zainteresowanie to kontynuujemy zabawę z literkami. Ba! Nawet staramy się pisać listy zakupów dla taty ;))) Pożyteczne zajęcie z korzyścią dla panienki, dla nas, rodziców i przyszłych nauczycieli córy.
Jak wszędzie tak i w "Elementarzu" poziom trudności wzrasta z biegiem czasu, czy też szybkością przewracania kart. Pojedyncze krótkie słowa, zbitki słowne łączone w króciuteńkie równoważniki zdań, następnie całe zdania, ich rozwinięcia, zdania wielokrotnie złożone i w końcu dłuższe historyjki, a nawet opowiadania. I faktycznie łatwo nie jest, ale przecież to dopiero początek ;)
Zmroziło mnie nieco, kiedy dotarło do mnie, że jak przerobimy ten najtrudniejszy element, wstęp do bycia cało etatowym przedszkolakiem to dziewczynka moja zasiądzie któregoś wieczoru z książką i sama zacznie czytać. I gdzie się wówczas podzieją nasze wspólne wieczory spędzane przy bajkach, ulubionych książeczkach, opowiadania historyjek, uczenia się różności codzienności. W łóżku, w cieplutkiej pościeli spędza się tuż przed snem z mamą, tudzież tatą, czas najmilej. A nam rodzicom z ukochanym dziecięciem zwłaszcza. Oj brakować nam tego będzie, dlatego nie śpieszymy się z tą nauką, oj nie! ;D
Kto chętny wytwór M. Falskiego polecamy, kto garnie się do nauki zachwalamy. Wydawnictwu
dziękujemy, że wznowiono ją po raz dwudziesty ósmy (Ha! Raptem!), a
ilustratorowi hołd na pełne geniuszu ręce składamy, że pozytywne wrażenia i wszelkie detale
najmilejszych obrazów lat dziecięcych tak doskonale przechowały się w
naszej pamięci. Wszak to za sprawą jego wyobraźni ;)
"Elementarz"
Tekst: Marian Falski
Ilustracje: Janusz Grabiański
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne sp. z o.o.
Wydanie dwudzieste ósme
Warszawa 2013.
dobrze, że jest! i to nowy! ... to będzie mgnienie jak będzie nam potrzebny;)
OdpowiedzUsuń