piątek, 21 grudnia 2012

"Poczytaj mi, mamo" Księga pierwsza, druga i trzecia


Siedziałam na dywanie w sobotę, czy niedzielę rano, za oknem lało, strugami deszcz spływał po szybach, ale nie przejmowałam się, że dziś nici z biegania po dworze... Brałam z półeczki kilka książeczek i usilnie starałam się nauczyć czytać. Sama. Po to, by po raz któryś z kolei tego dnia nie męczyć tą serią mojej i tak zajętej już mamy. Kwadratowe, matowe, pachnące nieco bibliotecznym papierem i kurzem, magiczne... Nowe światy, piękne ilustracje, które wiedziałam już wtedy, że zapamiętam na długo... Każda inna, na swój sposób wciągająca, wspaniała...

Otwierając Księgę Pierwszą, z namaszczeniem przewracałam strony w poszukiwaniu ukochanych rysunków z dzieciństwa. Wiedziałam, że gdzieś tu są... Tak, tak, są! Tutaj, o tu! I "Daktyle", i "Noc kota Filemona", nawet "Niebieska dziewczynka" oraz "Kolczatek". Moje, wspaniałe, takie same, jakie zdołałam je zapamiętać... Tylko ten papier nieco inny...

"Daktyle" Danuta Wawiłow, il. Edward Lutczyn, Warszawa 1984 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga pierwsza".
"Noc kota Filemona" Sławomir Grabowski, Marek Nejman, il. Julitta Karwowska-Wnuczak, Warszawa 1976 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga pierwsza".

I choć niestety moich cudownych książeczek nie ma ze mną, to mam co pokazać mojej latorośli. Najfajniejsze bajeczki z okresu, gdy sama byłam niewiele starsza od niej. Tak bardzo chciałam je czytać sama! A dziś?! Dziś moja, póki co jedyna, córeczka wyciąga grube wydania z regału, rozsiada się wygodnie na kanapie i "czyta" po swojemu. Wszystkie po kolei... 

Aż ciepło się na sercu robi, że przypadły jej do gustu tak jak niegdyś mi i tak dużo czasu lubi z nimi spędzać. Wieczorami czytamy po kilka, a jej wciąż jest mało! W dzień również siadamy i ciągle słyszę "Jeszcze! Jeszcze!" Oj, bardzo chętnie ;) Uwielbiam ten czas. Cisza, spokój i głos intonujący kolejne bajki, tylko jakiś taki inny... I przypomina mi się ten czas, gdy mama sadzała mnie na kolanach i czytała wciąż od nowa te same bajeczki, bez cienia znudzenia, czy odrobiny irytacji... I dziś staram się postępować jak ona. Być cierpliwą, przerabiając po tysiąc razy jedną, ulubioną książkę, czy bajkę. Przy tych tomach nie mam podobnego problemu. Obie chętne, ciekawe, głodne kolejnych ilustracji, opowieści czytamy i zachwycamy się ilustracjami. 
I choć trudno tu o nich samych pisać, bo co opowieść to i autor i ilustrator inny, ale te rysunki, malowidła mają w sobie niespotykaną moc przyciągania. Może kreska inna, może te kolory wyblakłe nieco, ale klimat niemalże nie d podrobienia. Podobnie jest z tekstem. Język nieco przestarzały, inny, bardziej wyrafinowany, choć nadal dostosowany do wieku dzieci, zdania wielokrotnie złożone, o które dziś trudno i ta wyczuwalna determinacja przekazania jak największej ilości ulotnych informacji. Niepowtarzalna woń dawnych czasów, masy własnych księgozbiorów i tych bibliotek, do których chadzałyśmy razem z mamą ;)

"Chcę mieć przyjaciela" Danuta Wawiłow, il. Zbigniew Rychlicki, Warszawa 1979 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga pierwsza".
"Zaczarowana fontanna" Helena Bechlerowa, il. Elżbieta Gaudasińska, "Poczytaj mi, mamo. Księga pierwsza".
"Zarozumiała łyżeczka" Elżbieta Szeptyńska, il. Edward Lutczyn, Warszawa 1985 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga druga".

Wszystkie Księgi fajnie wydane, w podobnym tonie, nieco ciężkawe, ale nam to nie przeszkadza absolutnie. W twardej okładce, z tymi obrazeczkami, które widziałam przez te wszystkie lata w pamięci. Przestraszony niebieski ptak, kolorowa rybka, pomarańczowo-niebieski motylek  i nieco psychodeliczny zajączek. Wszystko niemalże takie samo. I tylko papier inny, błyszczący, cieńszy niż w starszej wersji... A szkoda... Wciąż w pamięci mam tamten zapach starości, jakiegoś kurzu pomieszanego z wilgocią i matowego papieru z odzysku... Dzisiejszy ładny zapach farby drukarskiej nie do końca do mnie przemawia.

"Mój piękny, złoty koń", Wanda Chotomska, il. Krystyna Witkowska, Warszawa 1975 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga druga".
"Kącik ze smokiem" Helena Bechlerowa, il. Maria Uszacka, Warszawa 1985 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga druga".

W każdej z części znajdziecie mnóstwo bajek, w prawie niezmienionej formie (poza tym drobnym szczegółem wydania ich razem, jako dzieło zebrane, a nie w starym, poczciwym kwadratowym formacie, sztuk jedna historia na jedną książeczkę - no, ale nie można mieć wszystkiego ;)), z datą i miejscem wydania i tytułem wprost z dzieciństwa. Możecie w łatwy i przystępny sposób odnaleźć te historyjki, które Was najbardziej interesują i bez zażenowania połykać te i kolejne ;) A na końcu każdej z nich zamieszczone są biografie tych szczęśliwców, których bajki opublikowano w danej Księdze.

"W aeroplanie" Julian Tuwim, il. Mirosław Tokarczyk, Warszawa 1982 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga druga".
"Ptasie ulice" Tadeusz Kubiak, il. Tomasz Borowski, Warszawa 1976 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga druga".
"Sąsiedzi" Maria Kowalewska, il. Janina Krzemińska, Warszawa 1975 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga trzecia".

I to, co mnie ujęło najbardziej. Wstęp do części pierwszej. Ja wiem, niektórzy nigdy go nie przeczytają, ale dla mnie wyraża on dokładnie to, co czuję, co pamiętam i co chcę przedstawić moim dzieciom. Obrazy mojego dzieciństwa...


"Śledztwo w sprawie zniknięcia daktyli. Jeż Kolczatek znajdujący dom na zimę w berberysie. Przyniesione z podwórka kociątko i podobne do jego mamy radio o zielonym oku. Niebieska dziewczynka wykradająca się nocą z obrazka. (...) 
Te obrazy nigdy nie opuściły naszej wyobraźni. Znam wiele osób, które z ogromnym sentymentem przechowują na strychu pudło pełne zakurzonych kwadratowych ksiązeczek zniezapomnianymi bajkami i wierszami. Kto wie, może w niektórych domach, na najwyższej półce regału, w drugim rzędzie, znalazłyby się jeszcze te najstarsze - prostokątne?
Były to opowieści bardzo różne - czasem przenosiły nas do krain ze snu, czasem nie opuszczały granic rzeczywistości. Zawsze jednak odzwierciedlały wrażliwości i złożoność dziecięcej psychiki - marzenia, lęki, pytania, nadzieje." 


Chapeau bas! dla Wydawnictwa "Nasza Księgarnia" za tak cudowny pomysł reedycji w kilku tomach najpiękniejszych naszych poczytajek. Z tego, co wiem, nie skończy się na serii trzeciej, ani czwartej. Ktoś tam, kiedyś tam przebąknął o piątej. Ja zatem czekam niecierpliwie i choć, dopiero wyszła spod prasy drukarskiej Księga Trzecia, zacieram już ręce na następną i obstawiam, które bajeczki się w niej znaleźć mogą. 

"Muzyka na krzywej wieży" Wiera Badalska, il. Bożena Truchanowska, Warszawa 1974 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga trzecia".
"Muzyka na krzywej wieży" Wiera Badalska, il. Bożena Truchanowska, Warszawa 1974 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga trzecia".
"Kapeć" Stanisława Domagalska, il. Edward Lutczyn, Warszawa 1981 r., "Poczytaj mi, mamo. Księga trzecia".

Polecać nie muszę, kto kocha, ten zakupi, by powrócić do krainy wiecznej szczęśliwości i tej swobody, jaka była wpisana w nasze dzieciństwo. I nie powinien tutaj przeszkadzać w żadnym bądź razie brak potomstwa, wszak to książki z naszych czasów, nasze wspomnienia i nasza zabawa z obrazem i tekstem. Jeśli natomiast posiadacie dzieciaczki to żal nie pokazać im i nie uświadomić ich, jakie utwory czytaliśmy wspólnie z rodzicami, przy czym się śmialiśmy, przy czym płakaliśmy, a czego pamiętać nie chcemy i się boimy (przede mną podobne wydanie NK z Muminkami  w roli głównej, a w nich nie kto inny jak słynna i wszystkim "dzieciom" w moim wieku doskonale znana - panna Buka ;P). Czy to dla nas dorosłych, czy dla naszych dzieci, pozycje jak najbardziej godne uwagi i wręcz niezbędne w domowej biblioteczce. Dobry kawałek naszej historii ;)

Tylna okładka kwadratowego wydania - czyli to, co każdy z nas ukochał chyba najbardziej ;)


"Poczytaj mi, mamo" Księga pierwsza, druga i trzecia.
Wydanie pierwsze
Wydawnictwo "Nasza Księgarnia"
Warszawa 2011.




3 komentarze:

  1. Oj, tak. Wspomnienia, wspomnienia. Szkoda tylko, że ten zbiorek nie oddaje jednak uroku naszych malutkich czytanek. Jest taki... tomowy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... Pisałam to już gdzieś tutaj, że my dorośli przyzwyczajeni raczej jesteśmy do tych pojedynczych kwadratowych wydań, a niektórzy mają nawet te prostokątne ;) Jednak z braku laku i dostępu do nich te są jak najbardziej "na miejscu". Nadal się nimi zachwycam, podobnie jak niedawno pozyskanym projektorem "Ania". Dobry kawał dzieciństwa! ;DDD

      Usuń
  2. Ach... zapachniało dzieciństwem :) mam jeszcze kilka swoich kwadratowych książeczek z dzieciństwa m.in. "Daktyle", "Kącik ze smokiem", czy "W aeroplanie" :) Uwielbiałam te książeczki, stanowią spory element mojego czytelniczego dzieciństwa. Tych nowych zbiorków nie mamy, ale od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem kupienia ich do biblioteczki mojego synka. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń