czwartek, 8 sierpnia 2013

"Sztuka prostoty" Dominique Loreau


 Zainteresowanie jest zatem zaczynamy nowy cykl. Bo widzicie, prawda jest taka, że naprawdę lubię czytać. I to czytać różne książki. Od Lema poprzez Sapkowskiego, Kapuścińskiego i następcę jego Cejrowskiego,  aż do najnowszych wydań pozycyj typowo kobiecych - ach tak, tu modna ostatnio faza na francuszczyznę i macaronsy, croissanty :P A i kulinarną jakąś chwycę, co by nie było, że kobieta ze mnie dziwna jakaś... ;) Także co się tu pojawi, być pewni nie możecie, ale obiecuję nie zanudzać i znanych wszem i wobec nie ukazywać.

A musicie wiedzieć, że są takie książki, które łatwo się czyta. Są i takie, które łatwo opisać. Są jeszcze takie, które i łatwo się czyta i miło recenzuje. Ale istnieją również czytelnicze hybrydy. Ni cholery nie wiesz czemu fajnie się czyta, świetnie przyswaja, a przedstawić w sposób przyjemny tak łatwo się nie da. Dziś jedna z nich ;) Ktoś mi kiedyś powiedział, że w książkach, które trafiają do naszego serca i mają ogromny wpływ na nasze jestestwo odnajdujemy odzwierciedlenie naszej duszy. To dlatego jedne książki wielbimy i czcimy niczym relikwie jakieś, a inne spławiamy po jednym czytaniu bądź nie kończymy w ogóle. Tak jest z ta pozycją.  Kochasz i dajesz się ponieść albo klniesz, żeś czas niepotrzebnie zmarnował. Czemu? Dowiecie się, oj dowiecie jak zaczniecie czytać... Dziś Wam to mogę wyłącznie delikatnie nakreślić, pełni wrażeń nie da się słowami dobrze opisać. A komu blisko do sztuki minimalizmu, ten będzie miał uciechę :D




Chcecie zatem porzucić wszystko, cały, zgrabnie ujęty słowem "dobytek" i wyjechać do Japonii?! Czemu nie...? ;) Klimat fajny, piękne japońskie ogrody, sztuka nieporównywalna z żadną inną i nieodzowne, buddyjskie podejście do życia splecione w jedność z filozofią zen i innymi Czi. No mają stajla, nie ma co ;) Jednak jest jeden problem. My, "zachodnie" nastawione na konsumpcjonizm ludziki, możemy tam paść niestety z nudów. No, chyba że - "z kim przystajesz, takim się stajesz" :D - zmienić by poglądy albo się ich całkowicie wyzbyć, wyprzątnąć strychy, garaże, usunąć ze swojego żywota wszelkie "przydasie" i klamotki poupychane po szafach, do których nikt nie zagląda zdjęty strachem, iż nie znajdą go pod tą górą "tak bardzo potrzebnych rzeczy" nim skona... No jest to kawałek roboty nie przeczę, ale ze skromnym zaznaczeniem samej autorki nie da się tego zrobić raz a porządnie; systematyczności, dobrych chęci i cierpliwości trzeba. Zatem do dzieła! Może kogoś zmotywuję przy okazji do okiełznania szczególnie kwitnącej domowej rzeczywistości ;) A to wyłącznie wierzchołek góry lodowej...Gdyż dochodzi do tego również wewnętrzny rozwój oparty, a jakże, o zasadę minimalizmu wraz z pozbyciem się kłopotliwych napaści osobliwego ego oraz wręcz koniecznym skupieniem się na naturalnych zabiegach, które należą się naszej zmęczonej, styranej europejskim stylem życia skórze. 

Wyobraźcie sobie, że autorka przetarła Wam już drogę. Nie była pierwsza, ale i nie ostatnia.
Dominique Loreau francuska z pochodzenia, japonka nazwijmy to z "zamiłowania" ;) prezentuje swój wynikający z dwudziestoparoletniego doświadczenia zbiór deklaracji, prawd, jakże i sentencji, które pozwolą nam europejkom nawrócić się niejako na życie bliższe naszej człowieczej naturze.
"Sztuka prostoty" poprzez trzy odrębne części: Materializm, Minimalizm, Ciało i umysł, przeciera szlaki, stanowi nawołanie do oczyszczenia swojej przestrzeni życiowej, uzyskania harmonii i wzmocnieniu swojej energii życiowej, uporządkowania otoczenia i korzystania z jak najmniejszej ilości przedmiotów, jak również wskazuje jakie "błędy myślowe" popełniają zachodnie cywilizacje, czemu gonią za pieniądzem, zyskiem, kipiąc ze złości uczestniczą w wyczerpującym wyścigu o uzyskanie bogactwa i prestiżu w gronie znajomych oraz ogółu społeczeństwa. To swobodne, ale i niezwykle trafne postrzeganie zachodniocywilizacyjnego nadmiaru z perspektywy japońskiej sztuki umiaru.

Nie musicie wierzyć na słowo, ale to pozycja, do której można zaglądać setki razy, ciągle wracać, przypominać sobie, utrwalać i nadal traktować ją wyłącznie jak inspirację, a nie niezbędny do przetrwania w zakręconym świecie podręcznik. Ale za pierwszym razem ciężko wszystko chwycić. Książka zawiera bowiem na pierwszy rzut oka i słowa przeczytanie mnóstwo sprzeczności, wywołuje reakcje zarówno pozytywne jak i negatywne, a odbiór nie zawsze jest tak oczywisty jak to autorka by sobie zaplanowała. Bo jak tu pozostać skromnym, pełnym szacunku wobec pieniądza, móc całe życie oszczędzać na spokojną starość, jednocześnie stawiając na jakość rzeczy i ich wartość dla nas (nieważne ile by miały kosztować - słowa autorki - im większa cena, tym jakość wyższa i dłuższe życie danego przedmiotu). Nie w każdym przypadku droga Loreau cena idzie w parze z jakością, wiele razy się o tym przekonałam i nie zawsze jest ona wyznacznikiem jakiegoś szerzej pojętego prestiżu. Czasem te tańsze rzeczy przyniosą nam więcej zadowolenia i pożytku niż oryginalnie, obrzydliwie wręcz wypasione z tysiącem funkcji. Prostota przede wszystkim, ale... z umiarem :) 
Nie należy zatem jej mylić z bezwzględnym wypieraniem jakiejkolwiek materii z domostwa, rezygnowaniem dosłownie ze wszystkiego i sypanie na gołej ziemii. D. Loreau wskazuje drogę, orzekając o stanowisku zajmowanym przez Japończyków, ale nie każe nam porzucać własnych domostw, przenosić się do kraju kwitnącej wiśni i zamieszkiwać kolejny w rzędzie papierowy domek. Chodzi o samo porządkowanie z rzeczy niepraktycznych, niepotrzebnych, starych pamiątek i absolutnie nietrafionych zakupów. Oczyszczenie otoczenia jest jak oczyszczenie umysłu z niepotrzebnych myśli. Udając się na spoczynek nie zawracamy sobie głowy rzeczami materialnymi, które potrzebują naszej ingerencji, nie myślimy o czekającym nas rano uprzątaniu i kolejnych niecierpiących zwłoki zadaniach. Upraszczając funkcjonowanie we własnym domu, upraszczamy jednocześnie własne życie. Proste! ;) I zdecydowanie Loreau posuwa się w sowich twierdzeniach zdecydowanie dalej niż Pani Prefekcyjna, czuwająca nad czystością polskich mieszkań ;)

Pewne ukazane w tej pozycji japońskie jakby nie było tradycje, którymi przesiąknięta jest ukazana filozofia pozbycia się nadmiaru, są niestety dla nas mocno archaiczne, a przez to niezrozumiałe i z pewnością kultywowane w naszym kraju nie będą - tu patrzcie: ceremonia picia herbaty. No wybaczcie, ale macie czas, żeby przez pół dnia przygotowywać jedną filiżankę herbaty? ;) Tak myślałam :) Ale, nie dajcie się zwieść D. Loreau tylko sprawia wrażenie osoby co najmniej niepoczytalnej lub chociażby poddanej praniu mózgu, ale ona tylko całkowicie została owładnięta kulturą i sztuką japońską. Wsiąknęła w nią, stopiła w jedno i przekazuje nam dalej to, co z niej najlepszego możemy wynieść. Bierzcie więc garściami ;)
Nie jest to szczęśliwie nagabywanie, że ta jedyna kultura i że tylko modły zen wiodą prym. Szczęśliwie, bo "Sztuka..." to kwintesencja doskonałości ruchu, przemyślenia filozoficzne o kontemplowaniu doświadczeń, chęć uzyskania szczęścia jedynego w swoim rodzaju, rozwój osobisty bez spoglądania w przyszłość i bez oglądania się za siebie. To ciągłe przeżywanie teraźniejszości w sposób niezwykle rzeczywisty, przez co pozbawiony zmartwień i nie szufladkowanie idei, zdarzeń, osób oraz nie utrzymywanie zbędnych, nie wnoszących nic dobrego w nasze życie znajomości.
Ha! Prostota w każdym calu - MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ! Krótkie, acz i prawdziwe motto tej pozycji. Warto zapamiętać w naszym dzisiejszym zachodnim światku obarczonym głęboko zakorzenionym konsumpcjonizmem, pozerstwem i na wskroś przesiąkniętym pogonią za pieniądzem, jak i otaczaniem się fałszywością, a także nadmiernym zbytkiem.


"Szczęście jest nieustannym ćwiczeniem fizycznym i umysłowym, 
stałą walką. Trzeba umieć się bronić przed wszystkim, 
uczynić ze swego życia azyl. 
I wiedzieć, że tam, gdzie można żyć, można też być szczęśliwym. 
Nasz cel powinien się streszczać w niezabieganiu o rzeczy przemijające, 
w znalezieniu szczęścia i największego dobra w swojej duszy 
i swoim umyśle, w byciu wolnym, stworzeniu własnej estetyki egzystencji."


Błąd popełnia ten, kto myśli, że ta książka jest wyłącznie o wymiataniu bałaganu, czy pozbyciu się nadmiaru rzeczy. Ta lektura to malutka zajawka, jak żyć spokojniej, szczęśliwiej, pełniej, nie myśląc o tym, że należy posprzątać, zająć się warsztatem, garażem, że należy oddać samochód na przegląd, oddać na gwarancji toster, kupić mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, by poupychać je po szafkach, czy wziąć udział w mega ważnym spotkaniu i uwaga tu prztyczek w nos kobiet - "a ja przecież nie mam się w co ubrać" ;P Sprawę kobiecej szafy Dominique Loreau również dosadnie rozstrzyga i jak to ona, nie zapomniała się nad drogimi paniami poznęcać nieco ;) Ja się tylko zastanawiam, jak tu wyżyć z tej zasady all x7 i finito ;P Bo rozumiem gotowe zestawy, ale jak tu wykombinować, żeby WSZYSTKO do siebie, pór roku, każdej sytuacji idealnie pasowało, skoro moda i warunki się co rusz odmieniają...

Najprzyjemniejsza część i najbardziej nam zachodnim przydatna wydaje się być ta o porządkowaniu ;P Oj, zdecydowanie niektórym by się przydało tam do niej zajrzeć. Jednakże dla tych, którzy nie gustowali do tej pory w naturalnych kosmetykach i medykamentach również znajdzie się parę ciekawostek. Mnie osobiście część "Ciało..." znudziła nieco, bo to i troszkę więcej już wcześniej wiedziałam. O prostocie i minimalizmie sama już gdzieś wcześniej wyczytałam i postępowałam intuicyjnie, ale dopiero ta lektura ugruntowała moją wiedzę i skłoniła do dalszych działań niż tylko odgracenie domu z niepotrzebnych pamiątek i porzucenie sentymentalnych podróży na rzecz pełniejszego wykorzystywania rzeczywistości. Komuś może się to wydawać niedzisiejsze i nieskończenie trudne, ale to tylko tak skomplikowanie brzmi, a w życiu nie wymaga większego wysiłku. Śmiałabym wysnuć twierdzenie, że zdecydowanie lżej się żyje, no i jakby nie było, nie bez racji sama autorka nawiązuje do porzucenia zbytku i cieszenia się wolnością myśli, czasem i nieograniczonymi możliwościami. W końcu przywiązanie do rzeczy materialnych i nasza świadomość usilnego dbania o nie, nie pozwala swobodnie myśleć, wiąże nas i czyni z nas swoich niewolników.

Problem w tej pozycji stanowić może niezbyt pedagogiczny, aż nadto poradnikowy tryb mocno rozkazujący, zdania z bijącą powagą i niezachwianą pewnością siebie. Nieliczne, ale jednak powtórzenia i ten mentorski, nieznoszący sprzeciwu ton wszechwiedzącej przewodniczki. Obawiam się, że nie wszyscy są niczym statki błądzące we mgle, wiele osób czai w co gra i co chce osiągnąć, jednak rozumiem zamysł, iż upraszczamy wszystko nawet zwroty, by dotrzeć do ogółu zainteresowanych (choć głupio poczuć się jak ktoś kompletnie w tej kwestii nieoświecony, to jak powrót do podstawówki i oberwanie dwójki od przesympatycznej nauczycielki - ego daje się we znaki i szarpie nerwy).

Ogólnie polecam osobom, które chcą wprowadzić zmiany w swoim dotychczasowym życiu, bądź owej zmiany wprost i z dużą dozą zniecierpliwienia od dawna oczekują, są tuż przed remontem, decydującym momentem w życiu, a także nie wiedzą co zrobić z masą tych wszystkich niepotrzebnych bibelotów, o które już zaczęły się potykać. Ostatnią grupą docelową niech będą osoby, które chciałyby przeczytać coś zgoła innego niż przygodówki, horrory, czy romansidła. Tak na oderwanie się od kapitalistyczno-konsumpcyjnej chałtury  i OCZYSZCZENIE UMYSŁU Z NADMIARU wrażeń :DDD


"Sztuka prostoty"
Dominique Loreau
Wyd. Czarna Owca
Wydanie drugie
Warszawa 2012.


3 komentarze:

  1. Czaję się na tą książkę od dawna. Dzięki za recenzję, na pewno mocniej się teraz przyczaję ;) POzdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Służę pomocą ;) Jeśli masz jeszcze jakieś typy, pisz. Może się okazać, że jestem już po lekturze i doradzę co nieco ;)

      Usuń
    2. Bardzo mocno zachęcona, zaczynam właśnie zagłębianie się w tę pozycję :) Dzięki!

      Usuń