niedziela, 1 września 2013

"Kubuś idzie do przedszkola" Vilma Costetti, Monica Rinaldini

 
  Tak, tak, można zwariować. Gdzie się nie obrócę tam o przedszkolu. Na społecznościówkach, w porannych newsach i to pytanie znajomych podczas wizyt: "I jak puszczacie? Nie boicie się?" A czego tu się bać?! Dziecko nam się do rówieśników wyrywa, problem w domu utrzymać, bo Panienkę wyraźnie nosi, a że uwielbia z innymi dzieciakami czas spędzać i ani w głowie jej oglądanie się za nami, gdy w pobliżu ktoś jej równy to rozwiązanie nasuwa się samo. Klamka zapadła, ona chce do przedszkola, do dzieci i koniec, a my... Nam pozostaje tylko pozałatwianie formalności. I nie, nie wahamy się ani chwili. To dobra decyzja, bo w pełni jej. Żadnych odgórnych dyrektyw, pełen dziecięcy spontan :) Żadne tam tłumaczenia, że to już ten wiek, że tak trzeba, że należy, czy jak ktoś kiedyś zasugerował: skoro niemowlak w domu to starsze MUSI iść do przedszkola :/ U nas nic nie musi. Ale chce... Straszak garnie nam się do zabaw, lubi mieć kontakt z innymi i uwielbia stawać na czele dziecięcego stada. Zatem Go!


Jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Jakiś czas temu wspominałam o trzeciej, ostatniej z Kubusiowej serii książek z NVC w tle. Kubuś zaczyna swoją przygodę u nas właśnie teraz, został w końcu stworzony po to, by im ten start jak najbardziej ułatwić. Bo niestety nie wszyscy chcą, mają możliwość wyboru, mogą zostać w domu. I czytając akurat tą część odnoszę wrażenie, że została ona stworzona bardziej dla przerażonych rodziców niż dla dzieciaczków, nomen omen, nieco nieświadomych zbliżającej się poważnej zmianie w ich życiu. Przecież od teraz większą część dnia spędzać będą, nie z mamą, nie z tatą, czy babcią, ale z dziećmi w nowym dla nich miejscu.


My jako dorośli jesteśmy świadomi z czym się wiąże wypuszczenie dziecka z domu i oddanie pod opiekę zgoła obcym ludziom, a ten podmuch pustki w domu wywołuje niekończące się dreszcze. Dzieci pozostają nieświadome i tak po prawdzie to dopiero po paru dniach zdają sobie sprawę, że umoczyli, i że wcale, ale to wcale nie jest tak różowo jak się mogło wydawać. I końcówka tygodnia to przeważnie armagedon i przewalające się po salach tabuny rozhisteryzowanych małolatów (współczucie dla pań przedszkolanek - złote kobiety, doprawdy złote). Oby... Oby jak najmniej takich dantejskich scen, bo i me matczyne serce posypie się na dywan jak najlepszej jakości kryształ. Zatem pręż pierś i naprzód marsz, na pierwsze spotkania z przedszkolną przygodą. Hej!


No dobra, a prawda taka, że nie zawsze w życiu takim lajcikiem powiewa, zatem co zrobić, gdy dziecię iść musi, a nie ma na to najmniejszej ochoty? Tłumaczyć, tłumaczyć, pokazywać, czytać, zaprowadzać na dni/godziny otwarte, wakacyjne kursy przygotowawcze - jest tego naprawdę sporo! I zostawać początkowo z malcem, stanowić opokę, czasem oddalić się na bezpieczną odległość, ciągle jednak bądąc w miarę blisko, z czasem wychodzić na dłużej. Dziecię przyzwyczai się, ochłonie, a potem wpadnie w wir przedszkolnych szaleństw i zanim się spostrzeżesz rzuci tekstem: "Co, już?! Mamo, to nie fair, jeszcze nie skończyłem/łam. Idź sobie." :D To akurat z życia wzięte, szczęśliwie nie z mojego i obym podobnego nie doczekała, bo wyjdę z siebie ;P 

O ile w poprzednich tomach Kubuś był sukcesywnie przygotowywany do różnych nowych sytuacji, o tyle tutaj zmyliło mnie nieco ten rzucający się w oczy i walący po gałach brak profesjonalizmu rodziców. Otóż, bez pardonu wyrwali Kubę z domu i oddelegowali do tego jakże radosnego przybytku wczesnej edukacji. A gdzie rozmowy, wyjaśnianie, gdzie to całe przygotowanie...? Tekst: "Zbieraj się, idziesz do przedszkola" trochę mnie rozbawił, jednocześnie przygniatając swoją pretensjonalnością. No lekko to naciągane, przyznacie? 


No, ale jak to w książkach bywa (szczęśliwe zakończenie być musi!) pojawia się ktoś kto ratuje całą sytuację i honor dorosłych osobników. Pani Przedszkolanka we własnej! I pomoże, rozweseli, humor w odpowedniej chwili poprawi, do zabawy zaciągnie, przytuli i dotrzyma towarzystwa. A co tam, że ma tych dzieci cały mendel, skoro cierpliwości ma niezastąpione wręcz pokłady ;) To taka Pani co wytłumaczy, pomoże zrozumieć i okiełzna tłumione przez Kubusia i pozostałych emocje. Ależ bym chciała, żeby wszystkie dzieci na takie życzliwe osoby mogły liczyć! To niezwykle budujące mieć świadomość, że jest ktoś kto zamiast nas w trudnych momentach opanuje kolczaste uczucia przedszkolaka i polubownie rozwiąże wszelkie zawiązki przyszłych konfliktów zbrojnych maluchów. Bo dzieci przede wszystkim muszą czuć się pewnie, bezpiecznie, ale też potrzebują by ktoś wyłożył im wszystko najprościej jak się da. Strach ma przecież wielkie oczy, ale mocy mało :)

My, dorośli, w każdej nowej dla nas chwili czujemy się przecież zagubieni, nie wiemy co myśleć, co zrobić, dzieci czują dokładnie tak samo! A wystarczy pomocna dłoń rodziców, osób bliskich. Ta pozycja przygotuje do rozmów o przedszkolu, pomoże nakreślić temat, wyedukuje, wspomoże radą - jak zawsze szybka ściągawa na końcu! Taki mega optymalny skrót jak fachowo przygotować dziecko na przedszkolne nowości. Pytania zawarte w ostatniej części książki z pewnością pozwolą okiełznać potwora (i urwie łeb hydrze! :D), a rozmowa z zalęknionym i niechętnym do współpracy maluchem i wytłumaczenie mu wszystkiego po kolei i od podstaw samych podstaw zdziała prawdziwe cuda!


Pozostaję wierna swoim przekonaniom na temat ilustracji. Owszem nieco przesłodzone, owszem okrągłe buzie, uśmiechnięte od ucha do ucha i wszędzie ten spokojny, pastelowy sznyt. Ależ i o to chodzi! To pozytywna książka, z pozytywnym przekazem, a ilustracje mają za zadanie ten przekaz wzmocnić. Zatem cukierkowatości tu nie dostrzegam, jak inni zdołali zauważyć. Mnie ilustracje wraz z tekstem przekonują i choć nie musiałam z tej pozycji nader często korzystać (czego i Wam życzę), to jest to ostatnio ulubiona książeczka mojej córy, gdyż temat przedszkola niezmiennie od paru tygodni wałkowany jest u nas na okrągło.

Co jeszcze warto wiedzieć? Forma, wydanie zachowane w pełni. Niewielki format, twarda oprawa, podlakierowane sztywniejsze strony i ciepły przekaz, że wszystko się da. Czego chcieć więcej?!

Ze spokojnym sumieniem mogę polecić także osobom, które pierwsze chwile w nowej placówce oświatowej mają już za sobą, tak na umilenie czasu i jako pretekst do powspominania jakże dobrych przedszkolnych czasów, pierwszych nie do końca zrozumiałych miłości, pierwszych koleżanek, porażek, ale i sukcesów na miarę prawdziwego uczniaka.



"Kubuś idzie do przedszkola" 
Tekst: Vilma Costetti 
Ilustracje: Monica Rinaldini
Tłumaczenie: Ksenia Zawanowska
Wydawnictwo Czarna Owieczka
Wyd. pierwsze 
Warszawa 2011. 

5 komentarzy:

  1. Moja córka juz dwuletnia tez uwielbia chodzić do przedszkola. Chociaż bardzo się oabwialiśmy, kiedy posłaliśmy ją po raz pierwszy,ale poradziła sobie świetnie. Nawet jednej łezki nie uroniła. A teraz ma nawet przyjaciółkę Martynkę i ciągle o niej opowiada. To jest naprawdę piekne,że w tak młodym wieku nawiązują sie juz pierwsze przyjaźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Zawsze jakieś obawy są, mimo zdroworozsądkowego naszego podejścia do sprawy i tak nie wiedzieliśmy co się może wydarzyć, w końcu to zupełnie nowa sytuacja ;)
      A tu dziewczę nasze, bez wakacyjnych kursów przygotowawczych ruszyło w pierwszy dzień z kopyta do dzieci i tyle ją widzieliśmy. Pożegnać się nawet zapomniała! :D A tak się wybawiła z dzieciaczkami, że po powrocie do domu podczas opowiadania nowości, wymęczona zasnęła ;P Myślę, ba, jestem pewna, że to przedszkole to był rewelacyjny pomysł i choć ja bym ją mogła w domu trzymać aż do samej szkoły, to uważam, że mogłabym tym ją tylko skrzywdzić. Dzieci potrzebują stałego kontaktu z rówieśnikami :)

      Usuń
  2. mojej latorośli dopiero 1,5 roku stuknęło ale mała do przedszkola już by najchętniej poszła, gdzie dzieci tam i ona. Na razie więc korzystamy z wszelkich możliwych zajęć dla maluchów, klubów malucha itp. żeby zaspokoić 'dzieciogłód'.
    Nie znałam tej serii książkowej, sprawdzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto znać, a w razie potrzeby korzystać ;) Również staraliśmy się zapewnić starszej dzieciowe towarzystwo, jednak wiadomo przedszkole to przedszkole. Codziennie i pełnoetatowo. Nasze dziewczę jednak nieco starsze, więc jak tylko wykazała chęci to poszła tam z dzieciaczkami szaleć. Zobaczymy jakie będą wrażenia po całym tygodniu, miesiącu... Oby chęci ciągle były :)

      Usuń
  3. my się baliśmy ze względu na choroby i – niestety – nieodpowiedzialnych rodziców, którzy przyprowadzają swoje latorośle chore do przedszkola. Dla niktorych taka nieodpowiedzialnosc moze skonczyc sie szpitalem, ale niestety ciagle jeszcze spora czesc rodziców nie widzi nic niestosownego w puszczaniu dzieci z gilami do pasa ;( :( książki nie znamy, ale będę polecać znajomym z młodszymi dziećmi :) pozdr.!

    OdpowiedzUsuń