Takich dwóch jak tych trzech to nie ma ani jednego! Ta jedna sentencja opisuje cały zamysł autorki - ukazanie Paryża oczami jego mieszkańców i to w zaskakująco ciekawy, niespotykanie zachęcający sposób, że aż trudno pomyśleć o odmowie, a co dopiero uczynić to naprawdę ;) Z unikatową i typową dla siebie precyzją wprowadza nas w swój paryski świat, przedstawia nam jego bogactwo i nie pozwala umknąć nawet na chwilę. To nie jest zwykła książka, znana wszem i wobec przygodówka, nawet nie przewodnik, to wszystkie te dzieła zebrane w jednej pozycji.
Czemuż to, ach czemu? Otóż i nauczy i rozśmieszy, zabawi... Sprawdźcie sami ;)
Uczy
- te wszystkie zabytki, które nie nudzą, ciekawostki paryskie, których
nie znajdziesz w innych książkach dla dzieci, składowe francuskich
zachowań, czy nawet elementy historii tak sprytnie wplecione, że nawet
się ich nie zauważa.
Bawi
- niesamowity i jedyny w swym rodzaju chłopiec, które wie, jak dopiec
siostrze, a ta ja mu się zwinnie odgryźć - oklaski dla Żożo.
Nowoczesna
panienka z romantyczną duszą, która wie jak postępować z nieokrzesanymi
chłopcami - powitajcie Lulu.
A na dokładkę wujek Charles, dzięki,
któremu ta przygoda w ogóle dochodzi do skutku, który zna każde magiczne miejsce
w Paryżu, mimo że w nim nie mieszka, który wie, gdzie dzieją się
najciekawsze rzeczy i gdzie można się nieźle zabawić, a nawet nieco
przestraszyć...
Wzrusza - poniekąd... ;) Jak i do myślenia daje również ;) Zresztą sami się przekonacie ;)
Kształci - nauczcie się francuskich słówek wraz z wymową dzięki
słowniczkowi zawartemu na końcu egzemplarza. Nie jest aż tak trudno, a i
dziecko jakoś się w tym połapie.
Rozwija - jakby nie wpływała korzystnie na malućkich nie stałaby na naszej półce i nie była non stop "w czytaniu". No i nie pokazałabym jej tutaj. Proste! ;)))
Zatem poznajcie Żożo i Lulu oraz ich osławionego mentora, przewodnika i znanego reżysera w jednej osobie - wuja Charlesa.
Żożo i Lulu to dwa żywioły, Ying i Yang, dwie odmienne, jakże barwne postacie i na przystawkę wujaszek, którego przebić może już tylko nasz rodzimy Pan Kleks (obaj mocno pozytywnie zakręceni ;P)... Ubawicie się z nimi gwarantuję! Nieustające żarty Żożo, których główną ofiarą pada niestety siostra, ale i nie omijają nowo poznanego wuja, cięte riposty, niewybredne wyjaśnienia wuja i kawał, naprawdę porządny kawał paryskiej historii. Oj autorka, rodowita paryżanka wiedziała, doskonale wiedziała jak zachęcić najmłodszych, tych niewiele starszych, a także również i świeżo wyrośniętą młodzież do zwiedzania tak osławionego Paryża i uczyniła to w sposób nowy, oryginalny i bez zbędnego przynudzania. Chapeau bas Panie i Panowie!
Łuk Triumfalny, nie jest tylko zwykłym łukiem, Luwr nie jest tylko zwykłym muzeum, a każdy z tych zabytków ma swoją unikalną historię i wpisaną weń magię. Bo czy ktoś z Was wchodził do Luwru tylnym wejściem niczym złodziej, zwiedzał z duszą na ramieniu paryskie katakumby i osobiście poznał Zinedine Zidane'a? No właśnie :D A podejrzewam, że chciałby każdy! I poniekąd mogę to życzenie spełnić, ale wróżka ze mnie marna, wiec braknie tu i ówdzie tejże oryginalności ;) Ale o tym później... Później. (No chyba że się nie możecie doczekać to od razu przewińcie ;P)
Łuk Triumfalny, nie jest tylko zwykłym łukiem, Luwr nie jest tylko zwykłym muzeum, a każdy z tych zabytków ma swoją unikalną historię i wpisaną weń magię. Bo czy ktoś z Was wchodził do Luwru tylnym wejściem niczym złodziej, zwiedzał z duszą na ramieniu paryskie katakumby i osobiście poznał Zinedine Zidane'a? No właśnie :D A podejrzewam, że chciałby każdy! I poniekąd mogę to życzenie spełnić, ale wróżka ze mnie marna, wiec braknie tu i ówdzie tejże oryginalności ;) Ale o tym później... Później. (No chyba że się nie możecie doczekać to od razu przewińcie ;P)
Szata graficzna powaliła mnie na kolana. Absolutnie nie spodziewałam się po książce dla dzieci takiej formy (treści już bardziej, zwłaszcza po okiełznaniu internetowych informacji o niej). Trzy kolory, a przekazuje więcej treści niż niejedna wypełniona po samą obwolutę kolorami tęczy pozycyja. Szkice (?!) jakby niedokończone, wyglądają na mocno niedociągnięte tu i ówdzie, a jednak dają niesamowity kontrast w zestawieniu z koronką (i cóż, że niebieską), paskami, materiałem w dotsy czy nawet naściennym graffiti (no genialnym obrazem jest dla mnie ilustracja czarnoskórej zakonnicy - strach się bać normalnie!). A i w tekście pojawiają się kwiatki, a dokładniej konie w tle czy inne formy działalności artystycznej ilustratora. Na każdej stronie spotkać Was może niespodzianka, nic nie da się przewidzieć, ani pod względem merytorycznym, ani ilustratorskim.
Po prostu usiądźcie z dzieckiem i zacznijcie czytać. Idźcie na żywioł, a ta opowieść poniesie Was (i niestety nawet nie będziecie wiedzieli kiedy [i dokładnie jak] się skończyło). Zaskoczy Was jak miłe odczucia dotyczące tej pozycji będą się z Was wylewać po zakończeniu lektury. Coś niezwykłego naprawdę, tak rzadko spotykane doznania.
Po prostu usiądźcie z dzieckiem i zacznijcie czytać. Idźcie na żywioł, a ta opowieść poniesie Was (i niestety nawet nie będziecie wiedzieli kiedy [i dokładnie jak] się skończyło). Zaskoczy Was jak miłe odczucia dotyczące tej pozycji będą się z Was wylewać po zakończeniu lektury. Coś niezwykłego naprawdę, tak rzadko spotykane doznania.
Jest jeszcze coś, co w trakcie czytania może zbyt wygodne nie było, ale wnosi do tej książki świeżość i tchnie oryginalnością. W tekście znaleźć można zakreślone - zakropkowane - słowa, zwroty, całe zdania w języku francuskim, których tłumaczenie i wymowa znajduje się na ostatnich stronach. Pomysł niezły, ale jeśli ktoś chciałby coś lekkiego i bez zbędnych ekscesów przeczytać dziecku do snu to poleciłabym jednak inną, lżejszą lekturę (najlepiej taką, przy której nie trzeba byłoby w ogóle myśleć - tak, ironizuję, w końcu po co uczyć dziecko myślenia ;P).
Ta książka to prawdziwe wyzwanie dla kogoś kto nigdy nie miał okazji uczyć się francuskiego (czyli moi ;D).
"Żożo i Lulu"
Tekst: Elisabeth Duda
Ilustracje: Agata Dudek
Wydanie pierwsze
Wyd. Dookoła świata
Kutno 2010.
Podobało się??? Jeśli tak, a nie macie swojej pozycji i nie czytaliście bądź czytaliście u znajomych, a chcecie mieć na własność to wystarczy w komentarzu opisać, w jakim najdziwniejszym miejscu/pozycji/czasie czytało Wasze dziecko.
Wersja dla odważnych (jeśli nie da się tego opisać słowami): prześlijcie na adres peek_a_boo_boo@onet.eu filmik, zdjęcie, cokolwiek co udokumentowało tą wiekopomną chwilę ;)
Oczywiście żywimy głęboką nadzieję, że nas lubicie na FB bądź obserwujecie blog i z pewnością dacie również innym możliwość zgarnięcia książki, udostępniając na Waszym blogu bądź na FB nasz konkursowy baner ;D
Zgłoszenia przyjmujemy wyłącznie od osób pełnoletnich i tylko do dnia 4 sierpnia do godz. 23:59.
Dnia następnego, bo 5 sierpnia w godzinach późno wieczornych zostanie wyłoniony
zwycięzca - najbardziej hardcorowy dzieciak i jego niezwykła pasja
czytania gdzie popadnie (nie mylić z: co popadnie ;P).
Zatem liczę na Was! Do
dzieła!
Czas start!!!
"Jasiu, Jasiu, no gdzie Ty jesteś?! Chodź na obiad!" - wołam, rozglądam się, gdzie ta moja pociecha się schowała. Aż po chwili poszukiwań znalazłam go zaczytanego, siedzącego okrakiem na beczce z wodą, która stoi obok folii i do tego rusza się tak śmiesznie, troche do tyłu, troche na boki. "Jasiu, dlaczego tu czytasz?"...Odpowiedź: "Bo czytam o kowbojach i łatwiej mi się wczuć w akcję...jeżdżę na koniku" ;D
OdpowiedzUsuńNaprawdę żałuję, że nie miałam pod ręką aparatu ;)
edyta.cha@wp.pl
Moja córka, lat dwa czytać nie czyta ale namiętnie książki przegląda. Najdziwniejsze miejsce w jakim ją znalazłam to szafa...tak szafa....a zorientowałam się tylko po tym, że zabawki które w tej szafie mieszkają były porozrzucane na zewnątrz a szafa wydawła dziwne odgłosy:P Była to po prostu Wikusia "czytająca"..a podświetlała sobie strony różowymi rogami:D
OdpowiedzUsuń