poniedziałek, 17 czerwca 2013

"Pan Pierdziołka spadł ze stołka. Powtarzanki i śpiewanki"


 Ene due likke fakke... Aniołek, fiołek, róża, bez... Oj, było tego... I działo się równie dużo, co się wymyślało. Mnóstwo hałasu, pisków, okrzyków radości tudzież zawodu. I nikt nie zwracał uwagi, nie ponaglał, nie uciszał bezsensownie. Szczęśliwe podwórkowe dzieciństwo. Bardzo często zastanawiam się jak swoje wspominać będą moje dziewczęta... Czy dla nich również powrót w tamte lata będzie wywoływał uśmiech na  twarzach i masę cudownych wspomnień, opowieści, anegdot i niesamowicie zabawnych sytuacji, o których opowiadać będą równie często i z nieprzeciętnym zaangażowaniem oraz rumieńcem na buzi. Staram się... Ale tylko staram: nie upominać, nie uciszać, nie ponaglać, nie wpływać, nie zakazywać/ nakazywać. W końcu ten okres rządzi się własnymi prawami. Wybiegane, wykrzyczane dziecko z czerwonymi od słońca policzkami i pokąsanymi nogami to przecież szczęśliwe dziecko ;) Podwórko od rana do wieczora, późna kolacja i sen dopiero, gdy się ściemni... Nigdy wcześniej. Nie według czyichś mądrych zasad czy innego psychodelicznego/ psychologicznego bełkotu.

Każdy promyk słońca złapany w dłonie i wykorzystany w pełni!
 


 

Dziś już nie widzę takiej chmary bawiących się dzieci, place zabaw wcale nie są oblegane, o ile nie zostały zwyczajnie zlikwidowane na rzecz kolejnego super-, hiper-, czy innego mega-. Wszędzie pusto, cicho, a wszelki okrzyk czy to dziecka czy dorosłego zaraz obuty jest w gwałtowne zwrócenie uwagi, czy telefon na policję... Przykre. Jedyny plus w tym jak dzieć ma własne podwórko i w porządku sąsiadów (Pięknie Dzię-Ku-Je-My!!!). Może drzeć się do woli, a gdy za płotem kolejne dziecię to i hałas radośniejszy, donośniejszy. Miód na serce matki. Choć akurat nie tej zmęczonej i potrzebującej odpoczynku. A ponieważ chwilowo do nich nie należę to przyłączam się do dziecka i skaczemy razem, śmiejąc się w głos i powtarzając wyliczanki mojego dzieciństwa, skoro moje dziecko własnych mieć nie będzie (bo któż, ach któż by je teraz wymyślać miał?!).

Swoją drogą znaleźć taką pozycję to nie lada sztuka. Nie dość, że mało takiej tematyki, bo i komu i na co ona obecnie, to jeszcze samemu trafić na taki rarytas bez żadnego koleżeńskiego/blogowego/czy innego fejsowego wsparcia trudno, oj bardzo trudno. A jednak się udało. I gdy inni dowiadywali się o niej pocztą pantoflową (a uwierzcie, jest o czym, toż to istny wydawniczy fenomen!), my testowaliśmy ją zawzięcie. I wierszyki, wyliczanki, piosenki podwórkowe dla grzeczniastych i tych takich bardziej z życiem obeznanych (zazwyczaj z licznymi otarciami po bliskich spotkaniach z naszą ojczystą glebą ;P). Wbrew pozorom na oba typy oba rozdziały wpływają podobnie. Jest fun i radocha, jest dobra zabawa i fajne zajęcie w połączeniu z kredą, płytą chodnikową i skakanką. Jak kto dla starszych potrzebuje to i gumę do skakania dorzuci, a szczęścia w oczętach brykającego więcej dostrzeże.



My tu pitu pitu i inne gadu, a recenzja się sama nie napisze. Znajdziecie tu niemalże wszystko co ciekawsze z naszych ogólnoznanych i powszechnie dostępnych dziecięcych wyliczanek. Może i coś regionalnego czasem. Wiadomo każde podwórko miało swoje własne, całkiem od innych różne wyliczanki, piosenki, gry zmyślone, w które grały całe rzesze młodziaków, i czy to lato czy zima ubaw był nieziemski! Jest tu i "W pokoiku na stoliku...", jak i "Wlazł kotek...", "Tańcowały dwa Michały..." full version aż do "Miała baba koguta...", "Bierzemy muchy w paluchy..." oraz "Siedziała baba na cmentarzu...". Całe mnóstwo wyliczanek stosowanych w naszych prl-owskich grach w gumę, ze skakanką w dłoni czy też zwyczajnie tych, które zajmowały naszą dziecięcą uwagę i służyły wyłącznie do recytacji tak na całe gardło, czy też wykucia i przekazywania dalej ;)

Jak znacie jeszcze jakieś godne zapamiętania - dorzućcie je w komentarzu ;P Chętnie poczytam, a może będę znała taką czy inną ich wersję?!:D


I powiem Wam w sekrecie, że niektóre z tych wyliczanek znają moi rodzice i babcia mnie paru nauczyła, a ja odnalazłam je tutaj! Mega pozytywne doświadczenie móc powspominać i uczyć tych samych rymowanek własne dzieci. A dla tych, którzy nie są aż tak bardzo politycznie i poprawnie nastawieni do najmłodszych jest i rozdział z bardziej niż niegrzecznymi śpiewankami. Można się zdziwić, a kiedyś się to śpiewało na całe gardło! ;D Ech! Nasi rodzice mieli jednak gdzieniegdzie dobrze wywarzone, nie przejmowali się głupotami i szczęśliwie nas nie ganiali za te czy inne durnoty ;) A teraz proszę, jak się miło wspomina. I to razem z nimi!!! Ściskam i dziękuję!

I uśmiałam się szczerze, kiedy trafiłam na wierszyk o kocicy i fajce, a następnie odśpiewałam kawał dobrej, starej  Karramby... :D Ktoś kojarzy?! ;P

"Bum tralalala karramaba oszalał
Bum tralalala bum tralalala 

 Opowiem wam bajkę jak kot palił fajkę
A kocica papierosa na co obrzydliwa osa
Ukąsiła kocice bardzo boleśnie
cierpiała kocica nawet we śnie..."


Dla mnie ta książka to REWELACJA! I jak tam chcecie, ale do mnie leci już druga część przed paroma dniami wydana i się doczekać na nią nie mogę!!! ;DDD 


Było o przedszkolnych i wczesnoszkolnych latach, o wspomnieniach, zabawie na świeżym powietrzu i cudownym pomyśle Wydawnictwa Zysk i S-ka to jeszcze wypadałoby o ilustracjach i samym wydaniu... 

Przyznam się, że miałam początkowo problem z kwalifikacją na "Tak, podoba mi się!", a "A fuj! Cóż to za...?!". Szczerze ;) Niektóre ilustracje zamiast przyciągać raczej zniechęcają, zwłaszcza gdy nie wiesz o czym to i jak powinno się z tą pozycją obchodzić i jak ją traktować (poza oklepaną frazą: "z należytym szacunkiem"). Dla kogoś kto wie o co cho- rzecz jest klarowna. Ma być zabawnie, dziwnie, zwariowanie i po dziecięcemu, z wyobraźnią godną Edvarda Muncha (gość od sławnego "Krzyku" - obrazu oczywiście ;P), ale i z przysłowiowym przytupem. Żadne tam Kubusiowe bajanie! Są mocne wierszowanki to i obraz solidny być musi! Wynaturzone, karykaturalne postacie, niesamowite i wręcz nie pasujące tu rysunki fajek, nagrobków czy samego cmentarza łączą się i przeplatają nieraz z wierszykami straszliwej treści. Tej najbardziej przerażającej przytaczać nie będę, za to macie przykładową, tytułową: 

"Pan Pierdziołka spadł ze stołka, 
Złamał nogę o podłogę.
Olaboga - moja noga!
Kupcie trumnę, bo ja umrę!
Jeszcze trumna nie kupiona,
A już noga wygojona."



Jak dla mnie brawa dla Pani Kasi Cerazy za pomysł i oryginalne wykonanie. Ilustracje przypominają mi te rysunki wykonywane na plastyce, kiedy starałam się zrobić coś pięknie i niepowtarzalnie, a wychodziło jak zawsze (całe szczęście, że nadrobiłam zaległości, a teraz mogę się nimi bawić ;) ) Świetny obraz do niecodziennej pozycji. Pastele, kredki, akwarele na białym tle lub papierze milimetrowym. I ta prawda w nich ukryta... Nie wszystko... co się świeci ;) Twarda oprawa, większy format i niewielka ilość stron.

A na koniec ciotka dobra rada: wkujcie na blachę, naładujcie akumulatory i skaczcie, skaczcie, skaczcie do góry!!! Odrobina zapomnienia, więcej radochy, mniej spinania i całkowity powrót do korzeni! W każdym z nas siedzi wciąż to samo dziecko ;))) Niech i ono poszaleje z Waszymi dzieciakami!
Miłej zabawy!



"Pan Pierdziołka spadł ze stołka. Powtarzanki i śpiewanki"
Ilustracje: Katarzyna Cerazy
Wyd. Zysk i S-ka
Poznań 2012.


8 komentarzy:

  1. Widziałam w Empiku tą książeczkę - boska jest! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest, jest! I stojąc na półeczce wręcz zmusza do wyjścia na dwór, poganiania się w berka oraz powymyślania własnych psot i śmiesznych wyliczanek ;)))

      Usuń
  2. Pamiętam zabawy w chowanego,w podchody,na każdej przerwie przecież skakało się na askakance,albo grało w gumę. Dobrze,że drugie dzieciątko w drodze,to będę musiała swoeje dzieciaki tego nauczyć. A wyliczanki,rymowanki, to po prostu rosły jak na kamieniu. Nikt do końca nawet nie wiedział skąd się wzięły i kto je pierwszy wymyslił.
    Tej książeczki jeszcze nie mam,ale na pewno ją kupię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Nikt nie wiedział skąd się to wszystko brało, a z drugiej strony sami nie oglądaliśmy na nikogo tylko na poczekaniu wymyślaliśmy kolejne... Ta wyobraźnia! Dotąd nie mogę uwierzyć, że dzieciaki potrafiły się z niewielką tylko pomocą tak kreatywnie bawić ;D

      Usuń
  3. jak dla mnie wszystko fajne, ciekawe i pomysłowe, recenzja zachęca, tylko szkoda, że taki tytuł... dzieci przy takich dostają głupawki i potem głupio powtarzają... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, podejrzewam, ze my szczycilismy uszy naszych rodzicieli bardziej wyszukanym repertuarem ;D Te musialy swoje przejsc zanim trafiły do tej książki. A zbytnia cenzura moze odbić sie czkawką. Nam takiej pozycji brakowalo do wspolnych zabaw, bo niestety z pamieci nieco trudno byloby wszystkie przytoczyć ;)

      Usuń
  4. Nie miałam czasu przeczytać całego wpisu ale wrócę tutaj...uwielbiam takie książki..muszę zakupić...co do zabaw podwórkowych to zgadzam się w zupełnośći...Mój sąsiad po 60tce ostatnio był w szoku i ze łzami w oczach patrzył jak rysuję 4 letniej bratanicy męża zwykłe klasy i pokazuje jak skakać...Myślał że już nikt tego nie pamięta:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej zapraszam do zapoznania się z całością ;)
      I popieram całkowicie i nieodwołalnie ideę przekazywania w spadku dzieciom naszych dziecięcych zabaw. W końcu od kogo mają się ich teraz uczyć?!

      Swoją drogą uśmiałam się, gdy następnego dnia po naszych rodzinnych ekscesach dzieciaki sąsiadów wyrysowały swoje klasy i miały ten sam, niesamowity ubaw, skacząc, śmiejąc się i przekrzykując nawzajem.
      A może to nasza, znaczy się rodziców wina, że przez dzisiejsze zabieganie nie spędzamy z dziećmi tyle czasu ile byśmy mogli w dawnych warunkach i nie przekazujemy tego, co umiemy we właściwy sposób, czyli namacalnie?!

      Oponuję zatem za powrotem do dawniejszych praktyk! Uczmy dzieci przebywania całe dnie na świeżym powietrzu! A UV, jakie UV?!?!?! Liczy się fun i czapki z głów... Znaczy na głowy! ;)))

      Usuń