czwartek, 29 listopada 2012

"Porozumienie bez przemocy. O języku serca" Marshall B. Rosenberg


W sumie to mi słów zabrakło po lekturze tej książki... I nie wiem od czego zacząć...
O samej tej pozycji i polemice z nią można by wiele książek napisać, a i o autorze ze dwie dorzucić i nie wiem czy temat byłby choćby w połowie tak dobrze nakreślony. Literatura to nie łatwa, tematyka komunikacji interpersonalnej na tylu poziomach zadanie tylko komplikuje, nic zatem dziwnego, że podejść do tej książki zrobiłam kilka. Jak się okazało, ja ponoć fanatyczką współczesnej nowomowy jestem, w dodatku skrzywioną kulturalnie przez zachodnią cywilizację... I nie to,że miałby to być jakiś przytyk czy coś, wcale się urażona nie czuję. 


Jednakże przedstawiając Wam ideę Porozumienia bez przemocy, pragnę zauważyć, że nowe idzie. Sunie z prędkością światła i nic na to nie poradzimy. Trzeba zatem choć sam zarys nakreślić, ażeby zdziwienie mniejsze było, gdy po całym dniu w robocie, będąc zmęczonym, ba, wyczerpanym i całkowicie z sił opuszczonym nie zostać napadniętym słowotokiem przez osobistość empatycznie otwartą na świat gdzieś na środku chodnika i w drodze domu, marząc tylko o wygodnej kanapie i nicnierobieniu. No mówię Wam, opad szczęki i przykurcze tejże ( to od nieopanowanego ataku histerii, tudzież śmiechu) murowane, a i sam zwis na kolejne dni pozostać może... I wierzcie, nie nabijam się! Zwyczajnie wyjść z podziwu nie mogę dla samej postaci M. B. Rosenberga, doktora psychologii klinicznej i absolwenta studiów porównawczych na temat religii, którego zainteresowała nie możliwość wystawiania diagnoz pacjentom z ( jakby to łagodnie, ale i prawdziwie ująć) pewnymi problemami psychiatrycznymi, bądź też niestabilnych emocjonalnie, a sposób bezpośredniego dotarcia do nich i nawiązania kontaktu z ich uczuciami i potrzebami. 


"PBP - to potężny proces, który inspiruje do współczującego kontaktu i działania w
tym duchu. Metoda zapewnia strukturę oraz rozwija umiejętności służące
rozwiązywaniu ludzkich problemów, od intymnych relacji po ogólnoświatowe
polityczne konflikty. PBP nie tylko rozwiązuje pokojowo konflikty, ale może im
w ten sam sposób zapobiegać. Pomaga skupić uwagę na własnych uczuciach i
potrzebach, zamiast myśleć i mówić w terminologii dehumanizujących etykiet
albo innych nawykowych wzorców - w których łatwo usłyszeć żądanie i wrogość,
a które utrwalają przemoc wobec nas samych, innych i w świecie wokół nas. PBP
umacnia ludzi, aby prowadzili kreatywny dialog i tworzyli swoje własne w pełni 
satysfakcjonujące rozwiązania."


"Dzięki PBP zyskujemy lepszy kontakt z własnym wnętrzem,
metoda ta pomaga nam bowiem tłumaczyć negatywne komunikaty
wewnętrzne na język uczuć i potrzeb. Gdy zaś umiemy rozpoznawać
własne uczucia oraz potrzeby i odnosić się do nich z empatią, 
mamy szansę wydobyć się z depresji. Stosując PBP,
w każdej sytuacji możemy dostrzec pewien margines swobody.
PBP uczy nas skupiać się na tym, czego naprawdę pragniemy, zamiast
na własnych lub cudzych wadach i błędach, a tym samym
daje nam narzędzia i wgląd, dzięki którym możemy osiągnąć
większy spokój ducha. PBP znajduje też zastosowanie w 
poradnictwie i psychoterapii jako sposób nawiązania 
partnerskiej, autentycznej relacji z klientem."


Starałam się podejść do tematu spokojnie, z otwartym umysłem, ale po pierwszym słowie "metoda" nastąpiła blokada. No ni obejść, ni przeskoczyć... Może mam uraz, a może samo to słowo w dobie poradników dziecięcych o różnej treści, dających "złote środki" dosłownie na wszystko, wypaczyły mój wrażliwy, rozemocjonowany ogląd na sytuację w rodzinie i otaczający mnie świat. O ile sama inicjatywa PBP do mnie przemawia, o tyle sam sposób komunikacji już nie... Niby niegdyś naturalny język serca, dziś wydaje się niesamowicie naciągany i powiedzmy, a może lepiej napiszmy, sztuczny, a do tego nazywanie go metodą rani nie tylko zwolenników, ale i przeciwników owej "metody". 
No wyobraźcie sobie osobę współczującą, otwartą na Wasze uczucia, potrzeby, a nawet chętną spełnić Wasze najskrytsze prośby, mówiącą o pomocy rodzicom pozostającym w stosunkach niemałżeńskich mniej więcej w ten sposób:


"Kiedy powiedziała pani, że musimy znowu zacząć piętnować nieślubne
macierzyństwo (spostrzeżenie), w pierwszej chwili przeraziłam się (uczucie), 
bo bardzo mi zależy na tym, żebyśmy wszyscy, którzy tu pracujemy, 
szczerze troszczyli się o ludzi potrzebujących pomocy (potrzeba).
Wśród tych, co przychodzą do nas po żywność, zdarzają się małoletni
rodzice (spostrzeżenie), a ja chciałabym mieć pewność, że będą
 się tu czuli mile widziani (potrzeba). Czy zechce mi pani powiedzieć, jak się
pani czuje, kiedy wchodzi tu Dashal albo Amy ze swoim chłopakiem (prośba)?"


Ja bym wymiękła i się roześmiała, ale ja to ja... Niczym skamielina... ;D Własne poglądy i tylko odrobina niczym nieskrępowanej, ale szczerej i wynikającej wyłącznie z dobrego serca  tolerancji dla wszystkiego innego ;) Ale, ale... Długo mnie męczyła ta świadomość lepszej komunikacji i zastanawiałam się jak to okiełznać. No niby mamy się skupić na własnych pragnieniach, skupić się na rozwoju własnego "ja" i już, już mi się wymykało "co za egoizm", a tu zonk! Mamy również nie zapominać o potrzebach i uczuciach innych. "A to w porządku" - kolejna niepohamowana myśl. Z tym egoizmem to przyznam, wyszło moje nowoczesne skomercjalizowane podejście do życia. No niech będzie, nikt nie jest idealny... ;))))

Ta książka pełna jest podobnych stereotypów i łamania tychże. No bo człowiek "potrzebujący" utożsamiany jest obecnie z nieudacznikiem, a osoba skupiająca się na sobie to nieczuły egoista, natomiast sam zaimek "ja" powiązany jest z samolubstwem i postawą roszczeniową. Fajnym aspektem jest ukazanie prawdy o samych lekarzach psychiatrach... ;P To jaką postawią pacjentowi diagnozę zależy od samego lekarza i szkoły jaką ukończył bądź w danym czasie reprezentuje, a nie od samopoczucia czy stanu tudzież właściwości samego pacjenta. Genialne podsumowanie współtowarzyszy niedoli! Toż to jak strzał w stopę, jeśli nie i w kolano jednocześnie. Szczęśliwie dr Rosenberg ukazuje w jaki sposób ominąć i tą skamielinę oraz jak skupić się bezpośrednio na chorym. I chwała mu za to. Więcej osób dojdzie do względnego zdrowia.

Pokrótce... Warto się zastanowić,czy nie zajrzeć do tej pozycji w celu uzyskania naprawdę istotnych i jasnych odpowiedzi vel wskazówek na ważne bolączki i piekące nas rany. Przyznam, zajrzałam z ciekawości, przeczytałam całość i szczerze coś z niej dla siebie i mam nadzieję, że dla innych wyniosłam. Porobiłam mnóstwo notatek i będę do niej wracać, bo warto mieć w pamięci choć połowę z tego, co tu tak skrupulatnie zostało przedstawione. Własny rozwój i przeprowadzanie skuteczniejszej konfrontacji z otoczeniem każdemu może przynieść korzyści.

Poszukując tej pozycji w Internecie, czy w księgarniach znajdziecie zapewne całe mnóstwo informacji na temat autora, samej idei, czy książki i jeszcze trochę na temat porozumiewania się językiem żyrafy, a nie szakala ("aghhhrrr..."). Założę się również o mój przydługawy, szakali jęzor, że przekonacie się o wartości tego typu literatury, należy jej tylko dać szansę, być wytrwałym i pamiętać, że wszystko, co nowe musi mieć okazję się rozwinąć i zaskoczyć zakończeniem. Moim skromnym zdaniem to dobry kawałek psychologii z rysem "prawidłowej" komunikacji międzyludzkiej (cudzysłów dla podkreślenia, iż słuszność tej metody potwierdzona jest wyłącznie przez zwolenników metody i samego twórcy). 

Na koniec może i krótki, ale zdecydowanie najfajniejszy cytat:

"Depresja to nagroda za grzeczność" - pamiętajmy o tym i bądźmy "niegrzeczni", pozwalajmy też dzieciom czasami... ;D


"Porozumienie bez przemocy. O języku serca" 
Marshall B. Rosenberg
Wyd. Czarna Owca
Wydanie II rozszerzone
Warszawa 2011


2 komentarze:

  1. Pozycja obowiązkowa:)Czuję ogromny niedosyt literatury w tym temacie.
    Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Służę pomocą w razie jakichkolwiek problemów ;) Do mnie lecą kolejne tytuły w podobnym tonie. Oj, będzie co czytać przez kolejne miesiące ;)

      Usuń