środa, 5 marca 2014

Ach! Słodki książę... I słów parę o szczęścia rozważaniu



Szalałam na punkcie tej książki swojego czasu, oj szalałam!
I tak ja wiem miało być o polecanych, przecież nieskończone jeszcze, ale co ja poradzę. No muszę! Muszę koniecznie teraz, koniecznie o niej. Tak bardzo nawiązywała rozmytymi, nieostrymi, pastelowo zachęcającymi ilustracjami, samą kredką, jej pociągnięciami i tym kontekstem, przesłaniem, głęboko zakorzenionym przekazem, że szczęście ulotne jest... Tak bardzo przypominała morały z dzieciństwa, słowem, obrazem, nawet samą okładką. No nie mogłam się powstrzymać, żeby jej dzieciom nie pokazać ;)

 





I wiecie co...? Nic! Zero! Szał był, z mojej wyłącznie strony! Wniebowzięcie i inne ochy! i achy!, również... Bo jak się okazało, po rozłożeniu i złożeniu kilkukrotnym książki zabawa i słuchanie się kończyły. Tak pastelowe obrazy okazały się niezbyt zachęcające dla gawiedzi, tekst zbyt trudny, przekaz... Ach, przekaz... Odnoszę wrażenie, że ni słowa, ni w ząb... Za ciężka! Zdecydowanie zbyt poważna, filozoficzna rozprawa o szczęściu jak dla 4-latki, ba! roczniak dawno już uciekł broić ;) Bo szczęście albo jest albo nie, a one obie szczęśliwe, bo mają mamę i siebie nawzajem, i tatuś zaraz z pracy wróci. O! Żadnych gdybań, czy najstarsza wczoraj była szczęśliwszą niż dziś dziewczynką, czy dopiero jutro będzie. Jest szczęśliwa, gdy się ktoś z nią bawi, czas tylko jej poświęca, da cukierka, bajkę opowie. Z młodszą podobnie. Ot i dziecięca filozofia! ;)))




Zatem klapa!
Ale czy kompletna?! Chyba nie do końca.
Ponieważ mój zapał niestety troszkę ostygł, choć nie wygasł nie zupełnie, nie mogę przejść obok niej obojętnie, nie próbując dociec, czemu ja na tak, a one na nie... I tu się pojawiają te różnice, o których czasem zapominamy. Każdy ma własne dzieciństwo, własną bajkę i własny świat. Nasze dzieci to nie my i choć warto proponować im te bardziej wyszukane książeczki, wyrabiać gust itd. o tyle nie zmusimy przecież ich do przyjęcia naszej postawy.

Zatem pozachwycam się jeszcze chwilkę, pogapię w ilustracje i pokażę dzieciom po raz kolejny jak fajnie się składa i rozkłada, a później pójdzie dalej w obieg cieszyć (kto wie?! ;)) inne dzieci. Być może bardziej docenią kunszt tego artysty bądź zwanego artystą rzemieślnika ;)))




Biorąc pod uwagę bardziej przyziemne strony, książeczka fajnie wydana, z pomysłem, niebanalna w swej formie zwraca na siebie uwagę i każe się zastanowić. Oprawa twarda w wyszukanym formacie (im wyższa, tym węższa ;)) i ta rozkładówka... Nią się zachwycam, bo rzadko spotkać można książkę, którą po rozłożeniu można przebiec wzrokiem, by nacieszyć się ilustracjami i opowiadaną historią. Choć ją nie tak łatwo na samych tylko obrazach dostrzec ;) Nieco abstrakcyjna w obrazie, mocno subiektywna w słowie. A jednak nie sposób się z rozmówcą nie zgodzić ;)

Zdecydowanie jest to pozycja dla parenstów o ambiwalentnych skłonnościach do filozoficznych rozważań,  chętnie powracających do okresu bezwzględnej laby i zawieszonych wyłącznie w rzeczywistości fenomenologicznej oraz dla tych, dla których przewodnia myśl filozoficzna Platona i Arystotelesa, obejmująca bezmiar szczęścia nie jest zupełnie obca. A jeśli i lubicie świetne ilustracje, doskonale się w niej odnajdziecie.



Przedstawiono i opisano (komu trzeba polecono):


"Książę w cukierni" 
Tekst zapodał: Marek Bieńczyk
Ilustracje wyrysowała: Joanna Concejo
Wydać wydało: Wyd. Format
W mieście Wrocławiu 2013 r.


3 komentarze:

  1. To dokładnie jak u nas. Jeszcze ja ciągle chuchałam i dmuchałam kiedy córka chciała ciągle składać i rozkładać książkę. Zdecydowanie jest to pozycja dla rodziców i może dla dzieci filozofów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak, - to książka dla dorosłych. Do oglądania (proszę nie straszyć "nieco abstrakcyjnymi obrazami" ;) Bo tekst ani filozoficzny, ani intrygujący. Według mnie Marek Bieńczyk zawodzi jako autor dla dzieci. A Joanna Concejo może je śmieszyć (tak bywa).

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz a nie możesz zostawić jej w domu na półce pod wezwaniem KSIĄŻKI MAŁEJ eVIE? Uważam, że nie powinniśmy się dyskwalifikować jako odbiorcy książek dla dzieci , tylko ze względu na metrykę.

    OdpowiedzUsuń